Polcon 2015 – relacja “Smokopolitan”
Pyrkony są większe. Falkony są większe. Ba, nawet wrocławski Niucon był w tym roku większy, ale jeżeli chodzi o atmosferę, to Polcon 2015 pobił je na głowę. Udało mu się stworzyć unikalną mieszankę nowoczesnego festiwalu z tzw. konwentem w starym stylu, gdzie wszyscy uczestnicy mówią sobie na „ty”, integrują się i uśmiechają do siebie. Nawet Andrzej Sapkowski, znany z niechęci do Poznania, nie tylko przyjechał, ale swoim profanowskim zachowaniem zadziwił wielu.
Właściwie najlepsze podsumowanie Polconu 2015, jakie dotąd czytałam, to oświadczenie facebookowe Simona Zacka: Z Poznania pamiętał będę przede wszystkim rewelacyjną atmosferę. Gdy wszystko jest świetnie zorganizowane i poukładane, gdy ludzie wkoło uśmiechnięci, na luzie, spontaniczni, gdy gdzie nie spojrzysz widzisz twarze przyjaciół i znajomych. Oto momenty, w których, zupełnie jak ozon w czasie burzy, tworzy się i oddziałuje z całą mocą fandomowo-konwentowa magia. Bawiłem się świetnie, od rana zwykle do późnej (póóóźnej) nocy. Bawiłem się w świetnym towarzystwie i wspaniałej atmosferze.
Dodam przy tym, że Simon, mimo że na Polconie widzieliśmy się pierwszy raz w życiu, każdego poranka na stoisku Smokopolitan witał mnie nie tylko z uśmiechem, ale również z kubkiem ciepłej kawy. Magia konwentu, ot co!
I, jak można już zauważyć, to nie będzie relacja obiektywna. Nie będę się starała oceniać tegorocznego Polconu przez pryzmat tego, co mogłoby komuś przeszkadzać, albo czego teoretycznie brakowało, a jedynie przez mój własny, subiektywny gust. Czasem inaczej się nie da.
PROGRAM
Program tegorocznego Polconu nie był szczególnie rozbudowany. Tabelka programowa wydawała się mała, bloków programowych było raptem kilka. Nie oznacza to, że uczestnicy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Trzeba bowiem pamiętać, że programu nie mierzy się na metry ani nie waży na kilogramy, tylko patrzy na to „w czym by tu wziąć udział”. A program Polconu 2015 jakościowo był naprawdę niezły i było w czym wybierać. Widać to było chociażby po „obłożeniu” poszczególnych sal i bloków programowych. Nasze Smokopolitanowe stoisko było usytuowane niedaleko sali popkulturowej, która często ledwo mieściła wszystkich uczestników. Na prelekcji Cholewa & Cholewa nie było gdzie usiąść. I to wcale nie dlatego, że sale były małe. Znajomi chwalili także prelekcje Simona Zacka oraz wykład Seji’ego na temat dawnych systemów rpg. Do tego było jeszcze spotkanie z Andrzejem Sapkowskim, które w ogóle przebiło wszystkie inne pod względem zainteresowania. Polcon pokazał, że w przypadku programu wcale nie liczy się ilość, ale jakość.
Doceniam również to, że Polcon 2015 programowo położył duży nacisk na panele dyskusyjne. To forma o wiele bardziej interaktywna niż zwyczajna prelekcja, a do tego pozwalająca poznać dany temat z wielu punktów widzenia. Mam szczerą nadzieję, że kolejne konwenty pójdą tym śladem i zamienią kilka wykładów na panele dyskusyjne właśnie.
Czy dało się zrobić program Polconu lepiej? Na pewno. Kilka punktów wypadło, kilka zmieniło swoje godziny. Nie dojechał Jacek Komuda. Spotkanie z Mają Lidią Kossakowską wyznaczono na 12 w piątek mimo że autorka informowała, że na konwent dotrze co prawda w piątek, ale wieczorem. Słyszałam też o słabym bloku gier komputerowych, który świecił pustkami, oraz bloku larpowym, na który ponoć nie dało się dotrzeć. Pytanie tylko, czy blok gier komputerowych albo blok larpowy był Polconowi koniecznie potrzebny?
MIEJSCE KONWNETU I ZAPLECZE TECHNICZNE
Pozytywnie należy ocenić także lokalizację tegorocznego Polconu. Kiedy dowiedziałam się, że konwent nie jest organizowany na Targach Poznańskich, byłam zawiedziona. Tragi są duże, dobrze oznakowane, są blisko dworca. Same zalety. Okazało się jednak, ze Politechnika Poznańska poradziła sobie z konwentem prawie równie dobrze.
Sale były duże, klimatyzowane, sam budynek posiadał wszelkie udogodnienia oraz przyjemny skwerek na zewnątrz, kojarzący się z amerykańską uczelnią. Dojazd z dworca głównego wcale nie trwał długo, a szkoła sypialna oraz akademiki znajdowały się raptem o rzut beretem od budynku głównego (choć chyba każdy, kto spał w akademiku, na długo zapamięta „Pana z portierni”, który potrafił wydłużyć procedurę meldowania się w pokoju do godziny i przeciągnąć petenta przez wizyty w trzech budynkach w których należało kolejno zapłacić za pokój, opłacić kartę parkingową i odebrać kartę parkingową). Na konwencie było czysto, przestronnie i generalnie do niewielu rzeczy dało się w ogóle „przyczepić”.
Wady? Dwie. Po pierwsze, mało miejsca dla wystawców i słabe oznakowanie tej strefy. Sprzedawcy rozlokowani na pierwszym piętrze i na tarasie za budynkiem byli w zdecydowanie gorszej sytuacji w porównaniu do ich kolegów z parteru, a niektórzy zainteresowani robieniem zakupów dopiero w sobotę zorientowali się, że stoisk jest nieco więcej niż to zaznaczono w informatorze.
Po drugie (i ten brak faktycznie nieco doskwierał), brak dobrych i długo działających punktów gastronomicznych. Na terenie imprezy funkcjonował co prawda niewielki bar, ale zamykał się już około szesnastej. Natomiast w namiocie grillowym na zewnątrz – po siedemnastej często nie zostawało już wiele do zjedzenia. Na szczęście zawsze można było zamówić pizzę albo odwiedzić pobliskie sklepy.
INTEGRACJA
… była jednym z najlepszych punktów tegorocznego Polconu. Niektórzy krytykują fakt, że konwent nie miał atrakcji nocnych, ja jednak uważam, że zdecydowanie pomogło to wieczornej socjalizacji. Na terenie politechniki znajduje się otwarty do późnych godzin nocnych klub Troops (zwany Trupem), który może nie był szczególnie duży, ale wynagradzał to tanim piwem i faktem, że jest umiejscowiony naprzeciwko akademika sypialnego.
Pogoda sprzyjała również integracji „pod chmurką”. Ostatniej nocy większość z nas (uczestnicy, twórcy programu, organizatorzy, pisarze, goście) siedziała po prostu na trawniku przed akademikiem numer 5 i naprawdę dobrze się bawiła.
GALA NAGRODY IM. J. ZAJDLA
Gala nagrody imienia Janusza Zajdla w roku 2015 była z pewnością podniosła. Może aż „za” podniosła i w moim subiektywnym odczuciu nieco gorzej zorganizowana niż rok temu. Nie obyło się jednak bez wzruszeń i radości. Tegoroczne „Zajdle” otrzymali Ania Kańtoch (za opowiadanie) i Michał „Misiek” Cholewa (za powieść). Ania z wrażenia aż zaniemówiła, a zwykle wygadany Misiek powiedział do mikrofonu niewiele więcej ponad to, że zapomniał zapiąć marynarki. Z ich zwycięstwa redakcja Smokopolitan cieszy się jednak szczególnie, i to wcale nie tylko dlatego, że Michał napisał tekst do drugiego numeru Smoko. (Uważny uczestnik z tendencją do wychwytywania działań spiskowych z pewnością zauważy jednak, że ponownie całą pulę zgarnął Śląski Klub Fantastyki 😉 )
A JAK PORADZIŁO SOBIE NA POLCONIE SMOKOPOLITAN?
W ciągu trzech dni konwentu papierowe Smokopolitan kupiło ponad dwieście osób. Jeszcze nie zdążyliśmy rozłożyć stoiska, a już pojawiła się pierwsza osoba, chcąca nabyć nowe Smoko. Potem było już tylko lepiej.
PODSUMOWANIE
Trzydziesty Polcon był dla mnie najlepszym Polconem na jakim byłam od wielu, wielu lat. Tak, miał kilka wad, ale żadna nie była w stanie mi popsuć tej imprezy.
Elin Kamińska